Rozkrojona chałka na desce. Widok z góry.
© foto Anna Cerzniewska

Zanim nastały czasy ekonomii pieczenia chałkę piekłam zazwyczaj pojedynczo. Na stalowej dużej blasze – podkładce, wyłożonej papierem do pieczenia. Formowałam ją w warkocz z czterech pasm ciasta i tak sobie spokojnie rosła pod ściereczką w piekarniku nieograniczona żadnymi zaporami, czasami bardziej w górę czasami bardziej na boki.

Apetyt, zwłaszcza dziecięcy, rośnie w miarę jedzenia, a wprost proporcjonalnie do niego opłaty za prąd. I tak dotarliśmy do punktu gdzie zamiast jednej chałki trzeba było upiec dwie, przy tej samej ilości prądu.

Strzałem w dziesiątkę okazały się formy dopieczenia. Ale formy nie byle jakie. Gruba, nierdzewna stal kwasoodporna. Brak powłok nieprzywierających. Polski producent, zaopatrujący profesjonalne piekarnie. Formy Korzeniewscy. Szeroki wybór asortymentu. Grupa wsparcia naFacebooku. Jedyny mankament to czas oczekiwania na przesyłkę. Warto jednak poczekać.

Stalowe formy do pieczenia ustawione piętrowo. Widok z boku.
© foto Anna Cerzniewska
Rozkrojona chałka na desce, obok słoik dżemu. Widok z boku.
© foto Anna Cerzniewska

Przez moją domową piekarnie, na przestrzeni lat przewinęły się różne formy. Od metalowych powlekanych powłokami, przez ceramiczne, po silikonowe. Chleb na naturalnym żytnim zakwasie to wymagający przeciwnik. Kwas reaguje z powłokami. Nie są one również odporne na mechaniczne uszkodzenia. Podobnie z silikonem, nawet tym do zastosowań profesjonalnych. Chleb potrzebuje wysokiej temperatury na wejściu. Silikonowe formy szybko pękają, kruszą się. Przy pieczeniu dwa razy w tygodniu nie wytrzymały nawet roku. Najdłuższą żywotność wykazały kamionkowe. Jednakże mała pojemność i duża waga to spore ograniczenie.

Stal nierdzewna kwasoodporna. Formy Korzeniewscy są gotowe do użycia bez konieczności hartowania, o co zadbał za nas producent. (Kto używa stalowej  patelni ten z pewnością wie o co chodzi). Nie zawierają aluminium.

Poradnik użytkownika?

Kilka prostych zasad. Należy je natłuścić. Producent oferuje oczywiście jakiś specjalny spray, ale całkiem dobrze sprawdza się również olej słonecznikowy do smażenia (rafinowany). Do  natłuszczonej formy wkładamy ciasto. Czekamy aż wyrośnie. Pieczemy na najniższym poziomie w piekarniku. Po wyjęciu zostawiamy w formie na minimum 15 minut. Najczęściej chleb sam odchodzi. Jeśli nie, można delikatnie obkroić go nożem. Formy nie uszkodzimy nawet używając druciaka.

Przy chałce jako, że jest ona znacznie delikatniejsza na spód natłuszczonej formy podkładam pasek papieru do pieczenia. W foremce pozostawiam ją do ostygnięcia dłużej niż chleb, gdyż lepiej trzyma wilgoć i nie wysycha tak szybko jak chałka pieczona na blasze. Chałka zawsze wymaga wspomagania nożem. I trzeba również uważać przy smarowaniu wierzchu jajkiem, bo gdy ono spłynie po brzegach formy do środka użycie druciaka zapewnione. Do mycia zazwyczaj wystarczy tradycyjny płyn i gąbka. Namaczanie też bywa dobrym pomysłem zwłaszcza po pieczeniu chałki.

Chałki w formach przed wyrośnięciem, widok z góry.
© foto Anna Cerzniewska
Wyrośnięte chałki w formach widok z góry.
© foto Anna Cerzniewska
Talerzyk z kromką chałki i truskawkami obok filiżanka z kawą. Widok z góry.
© foto Anna Cerzniewska

Po kilku miesiącach intensywnego użytkowania formy nadal wyglądają jak nowe, a ja zastanawiam się nad dokupieniem kolejnej, coby piekarnik ładować do pełna.

A.C.

* Zachęcam do poszperania w Internetach i wyszukania informacji o szkodliwości aluminium, wynalazkach typu alustal i powłokach nieprzywierających. Nie zawsze to co na pierwszy rzut oka tańsze okazuje się w użyciu ekonomiczne. A forma na lata nie zasili szybko hałd śmierci na wysypisku.