domowa piekarnia w czasie inflacji
Nowy rok, nowe ceny. Wracamy na moment do opłacalności wypiekania chleba w domu. Czy to nadal ma sens?
Nowy rok, nowe ceny. Wracamy na moment do opłacalności wypiekania chleba w domu. Czy to nadal ma sens?
Osoby wybierające dietę bezglutenową mogą kupować pieczywo o długim terminie przydatności do spożycia, choć owo określenie to chyba eufemizm. Te wyroby mają tak długo termin, bo kto raz spróbował, ten może już na wieki zrezygnować z jedzenia tego produktu. Pozostaje ratunek w pieczeniu chleba w domu.
W dzieciństwie nie miałam problemów z odróżnieniem zbóż. Była złota o grubiutkich kłosach pszenica i srebrnoszare, długowłose, płaskie kwiaty żyta, poza tym owies rozróżniłyby każdy. Płaskurka przyprawiłaby mnie podówczas o konfuzję – złota i płaska?
Pszenica orkisz ma bogatą historię: znana od epoki kamienia1, wzmiankowana w dekrecie Dioklecjana, łączona z Hildegardą z Bingen. Nie zbadam tekstów przeoryszy, choć powinnam, skoro tak rozbieżne są zdania na temat odmian tego zboża.
Kilka słów o pszenicy w kontekście glutenu. W Polsce normy mąki dotyczą zaledwie przemiału. Przy tym ubóstwie i tak wystarczy, w akcie desperacji, posłać umyślnego po mąkę, by rozdzwonił się telefon z pytaniem: ale jaka? No jaka bądź, bo to wszystko jeden czort. Po przejściu przez tę zasłonę dymną pozornych wyborów, można dopiero zagubić się naprawdę.
Nazwy funkcjonujące w polszczyźnie wprowadzają trochę zamieszania. I tak znamy kluski śląskie, żelazne, lane, kładzione, aksamitki, kopytka, leniwe, zacierki. Makaron kojarzy się w kuchni polskiej z niedzielnym obiadem, płachtami ciasta zwijanego i krojonego, a następnie suszonego na stolnicy.